Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/031

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

twarz na nią, słyszę, rzucają, iż kochanków miała, o których wiedzieli wszyscy...
— A król nie miał kochanek? — oburzyła się pani Bielecka.
— Z tem wszystkiem niewiadomo jeszcze na czem się to skończy — ciągnął dalej Bielecki — król prawdę czy potwarz tak pono wziął do serca, że z początku Kazanowskiemu powiedział, iż ją nazad odeszle do Francyi. Ledwie go marszałek opamiętał, że w listach złość i zemsta jawna, którym tak ślepo wiary dawać nie można...
Ale burza się nad nieszczęśliwą panią zbiera wprzódy jeszcze nim przybyła. Kazanowski tem króla nieco pohamował, iż mu rzekł.
— Mężczyzna czy kobieta, która w tak podły sposób zdradza i donosi, czy może na wiarę zasługiwać?
Pójdzie więc wszystko swym porządkiem do przyjazdu królowej, do wyjaśnienia tu na miejscu, ale co za małżeństwo może być z tego, gdy się ono od takiego kwasu zaczyna?
Bietka się też wtrąciła.
— Któż wie, ta niegodziwa niemkini, Amanda, może jest albo sprawcą lub pomocnicą, bo ona zawsze jeszcze się spodziewa, że króla znowu opanuje i już go nie puści nigdy.
U nas to wszystko być może. Niemka go-