Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

raz otwarła oczy, aby spójrzéć na Stasia i na dziécię swoje —
Przeczucie jakieś, powiedziało Stanisławowi, że przyszła chwila ostatnia, chwila uroczysta, — że śmierć kołatała do drzwi — odwrócił oczy, wybiegł — Ludzie się cisnęli do pokojów, xiądz wszedł z modlitwami u łoża konających —
Poklękli i wśród milczenia głębokiego, strasznego, głos tylko xiędza powolny spokojny, cichy, rozlegał się —
— — Boże, wypuść już w pokoju sługę twego — a przyjmij duszę jego na łono swoje.
— Jezu na krzyżu konający, zmiłuj się nademną —
Ona konała
Staś z głową opartą o drzwi, stał nieruchomy jak posąg, nic nie słyszał, nie widział, szum jakiś, burza jakaś, wirem kręciła mu się po głowie. Nagle doszły go głośniéj wymówione wyrazy.
— — Polecamy ci, o Panie, duszę sługi twojéj, i prosiemy Zbawicielu nasz, racz