Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dawno nie miało przed kim! Ty nie wiész co to całe życie przeżyć nie zrozumianą, z człowiekiem bez najmniéjszego uczucia, bez serca, bez głowy! — To straszliwa męka. I dla niéj może Bóg mi przebaczy moje błędy — mój Boże, czemuż mnie rodzice inaczéj nie wydali!! Ale stało się, — życie uciekło i poprawić się nie można, nie czas już — Drżę tylko o moje dziecko — niémiało matki, siérota za życia, bom się niém nie zajęła, bom go nieprzywiązała do siebie, bo nieznało mnie prawie, ja go nieznam. Co za przyszłość! Może takie jak moje, życie zawodów, a na końcu żal gorzki — życie szału i świata co go wielkim zowią, świata kłamstwa i pozorów — Tak długo i mnie to uwodziło, zajmowało, żem niémiała czasu dziecku wpoić wstrętu ku temu światu fałszu — teraz już nie czas, na nic czasu niémam, śmierć przed oczyma.
— Ja niewiém, mówiła jeszcze, czemu się ludzie boją śmierci? Pojmuję że szczęśliwy ma wstręt ku niéj, bo mu rozerwie, to co on nazywa szczęściem, a co jutro zerwałby sam dobrowolnie jak kajda-