Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ny — ale nieszczęśliwi, biédni? — Mnie to cieszy, że ja umrę, gdybym żyła, co za smutne życie! Ciągła walka —
Spójrzała na zégar, któren powolnym swym chodem, sam tylko przerywał jéj mowę —
— Już późno odezwała się — dobranoc — Ale zobaczym się jutro?
— Jadę do domu, rzekł Staś, i wracam jutro tutaj — Nieodstąpię cię, póki nie będziesz zdrowa —
— Powiédz, póki nie umrę — o zdrowiu ja nie myślę nawet, o śmierci tylko. Dobranoc. Wyciągnęła do niego rękę i pocałowała go w czoło, potém zakryła twarz, bo płakała i ze łzami powtórzyła raz jeszcze.
— Dobranoc!
— Gwałtem się prawie oderwał od tego bolesnego obrazu Stanisław. —
Nazajutrz, usnął nad świtem ledwie, po bezsennéj nocy — W marzeniach widział Natalją i Julją — Augusta, Hrabiego — Śniło mu się że bronił Julij od wszystkich, że