Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

co miał jéj stać przed oczyma jak żywy wyrzut, przypomnienie nieszczęśliwego życia. Niewiém czemu; dodała, tak mi żal téj biédnéj Julij! Jestem przekonana że umiéra, raniona na duszy — Biédna, bardzo biédna kobiéta —
I spójrzała na Stasia, który tak był blady, drżący, tak ciérpiał widocznie, że i jego żal się zrobiło Natalij.
— Wszyscy obwiniają pana, ja go nie obwiniam, powiedziała, nikt nie może rozkazać sercu kochać! A miłości udać nie podobna. —
— Wszyscy mnie obwiniają! rzekł Staś, mnie! —
— Powiadają, że zrywając z nią, przywiodłeś ją do rozpaczy, a rozpacz była powodem słabości —
— Trzebaż, dodała po chwilce, abym i ja także grała w tém rolę — To okropnie! to okropnie! Wszak i mnie obwiniają —
— Panią! — Ale to szkaradne —
— O! szkaradne! Ja tego niezniosę — mówiła Natalja, niechcę aby mnie pokazy-