Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wano palcami mówiąc to ta, co zabiła biédną Julją — Daruj mi pan, przebacz, wierz że mnie to wiele kosztuje, bardzo wiele — Ale my także musim zerwać z sobą.
Na te słowa, Staś ktorego już przygotowała rozmowa, do ostatniego wypadku, — słowa wyrzec nie potrafił, cios ten odebrał mu przytomność i ogłuszył go. Patrzał. słuchał i nieumiał zdać sobie sprawy z tego, co się w koło niego działo.
— Pan byłeś nielitościwy dla téj biédnéj Julij — dodała po cichu Natalja
Prawie obłąkany Stanisław się podniosł w milczeniu — brwi jego zmarszczyły się, usta trzęsły, oczy pałały —
— Com uczynił, zrobiłem przez przywiązanie do ciebie, do pani — I teraz, gdym wyciérpiał tyle, gdym ją zabił, jak powiadasz, pani mnie chcesz porzucić, odbiedz, zozstawić rozpaczy — zabić — Tak! zabić, bo wiédz, że i ja umrę.
Te słowa wymówił z zapałem, tak silnie że się Natalja wzdrygnęła — Było w nich przekonanie, było proroctwo —