Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Doktór zażył tabaki — Mam powiédzieć otwarcie —
— Otwarcie, bo widzisz WPan to mi potrzeba wiedziéć, wszyscyśmy śmiertelni — wreście, wreście uważasz pan — interessa — Ja muszę wiedziéć.
— Hrabina ma się bardzo źle — rzekł Doktór.
— I może nagle skończyć? spytał tak zimno tak obojętnie Hrabia, że Wyrwicz aż się cofnął i spójrzał mu w oczy, niemogąc pojąć tego —
— Niemożna przewidziéć, ale wedle wszelkiego podobieństwa —
— Kiedyż? spytał Hrabia —
— Kilka miesięcy — Życzyłbym jechać do wód, właśnie wiosna nadchodzi —
— Kilka miesięcy!!! powtórzył Hrabia. Hm! no to jest czas na wszystko! Ale pewnie kilka miesięcy —
— Zdaje się, zdaje — niemożna przewidziéć — Chyba by nagłe jakie wstrząśnienie, jaka odmiana, cóś niespodziéwanego —