Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/099

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nim być mają. — Ale wracając do ciebie — Vous ne vous sentez pas plus mal?
Soyez tranquille — niéma o czém mówić — Hrabina znów odwróciła się do okna.
— Odwiédzał cię kto z sąsiedztwa?
— Prawie nikt.
— Był pan Stanisław?
— Raz tylko. Hrabina westchnęła.
— Ale musi być w domu —
— Niewiém.
— Trzeba by się posłać dowiedziéć.
Hrabia zadzwonił i wysłał umyślnego.
— Może się dodał obrazili żem im nie oddał ani razu wizyty. Ta ślachta to taka obrażliwa!
— O! uśmiéchnęła się Julja — bądź o to spokojny.
— I powiadają że kuchnię ma August dobrą, mógłbym jutro pojechać na obiad. Znowu milczenie, jak między ludźmi co niepotrafią utrzymać rozmowy, bo między niemi niéma nic wspólnego żadnéj myśli, żadnego upodobania.