Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/061

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nieposłusznych. Nastała cichość, ale za to wzięła się krzętanina i plątanina po całym domu.
Wszedł kozaczek zdjąć maselniczkę z gierydonu, wpadła bosa i rozczochrana dziewczyna po butelkę stojącą na oknie, odezwała się klucznica na ganku, zaryczał parobek koło stajni. Drzwi bocznych pokojów nieustannie trzaskały. Znać było jak się przygotowywano na przyjęcie gości. Ten biegł z kluczami do lochu, tamta do spiżarni kozaczek z pośpiechu roztłukł sześć talérzy na ganku i to powiększyło rozruch, tak że sam gospodarz wynijść znowu musiał, bo niesłychana wrzawa powstała.
Nareście sama jéjmość z dwóma najstarszemi bębnami wyszła do bawialnego pokoju. Wyraźnie ustroiła się do gości. Czépeczek miała z pąsowemi wstążkami, szlafrok rozpuszczony tybetowy, perły na szyi i czystą chustkę od nosa w ręku. Twarz jéj mimo usilnego starania o wyraz spokojności, wydawała niepokój, udręczenie jakieś, cała była czerwona, zapłomieniona i pomięszana.