Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/037

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ach! cóż ci mam powiedziéć, to mnie nie zajmuje; Prądnicki wszystko jak najlepiéj ukończył — Jestem spokojna teraz i nie myślę więcéj o tém — Hrabia poddał się swemu losowi z bezprzykładną pokorą, wyznaczyłam mu pensją i kontent zupełnie, powiada, że nigdy nie był tak szczęśliwy! Czemu to ja tego powiedziéć nie mogę, Stanisławie —? Tak mi ciągle smutno, ciężko, takie mnie oblegają przeczucia, co ranka wstając czuję się słabszą na umyśle i ciele, poglądam z przestrachem na godziny upływające, co mi starość niosą. O! jak się jéj teraz boję, jak drżę gdy o niéj wspomnę! Utracić największy mój skarb, tak krótko pocieszywszy się nim, utracić ciebie —
A po chwilce dodała —
— Wiész byłam słaba ciągle, niespokojność mnie gryzła, musisz widziéć żem zmizerniała, wybladła, zwiędła jakby rok życia mi przybył przez te kilka tygodni — Radziłam się lekarzy, powiadają że to nie jest nic niebezpiecznego — Piersi mnie tylko bolą, często mam gorączkę i kaszlę wieczorem. I piérwszy raz w życiu zasłabłam, zadrżałam