Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/025

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nieprawdaż, rzekł do Stasia, siadając do sanek, że jest cóś za serce chwytającego, ślachetnego, pięknego, charakterystycznego, w obrazie tego staroświeckiego pańskiego domu, tak cichego, spokojnego, tak jeszcze niedostępnego dzisiejszemu zepsuciu czy postępowi? nieprawdaż, że ten poważny i żywy starzec, ta pobożna matka, co żyje w dzieciach, które potraciła, są to postacie jakby zmyślone tylko, jakby wymarzone? Gdy z oczów zniknie ten dom, zdawać się nam może żeśmy piękny sen mieli i przebudzili się za prędko? Trzeba się śpieszyć widziéć ten dom, póki jest takim jeszcze, nie przeżyje on xięstwa. Synowcowie nieutrzymają go w takim stanie; są to młodzi ludzie, panowie zfrancuziali, którzy się śmieją serdecznie, z tego co zowią manją stryja i stryjenki —
Wychowali się w Paryżu, mieszkają teraz w Warszawie i na odgłos o śmierci Xięztwa, zlecą się tu rozedrzéć co po nich zostanie, niewylawszy jednéj łzy, nie westchnąwszy nad niémi. Skarb to powszechny, smutno pomyśléć, że jakiś spekulant będzie