Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom III.djvu/051

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy się panowie bawią, ślachta nieuczęstnicząca w zabawach; podsłuchuje, czeka, zaczaja się — Niechże kto więcéj niżby należało szampanskiego wypije, niech kto się z kim zwadzi, niech no go popchną, niech się kto zgra, niech się kto nieszczęśliwie zakocha, — natychmiast sto ust powtarza nowinę, sto drugie podwaja ją, sto trzecie nadyma, powiększa, karykaturuje — i o! roskoszy, o! radości, pasie się nią, nasyca, najada! — Bywają prawda powody śmiéchu, powody gadania — ale jakże często zazdrość, gniéw jakiś, niechęć, przetwarzają rzecz najmniejszą, a nawet tworzą cale nową.
W domach pańskich, gdzie się towarzystwo wybrane tylko zbiéra, gdzie wchodzą tylko prezentowani i proszeni, rzadki wypadek, coby dał powód do plotek i śmiéchu; ale na ressursaach i piknikach, za biletami płatnemi, tysiące historij.
Wczoraj panna A — niechciała tańcować z panem B. — Pan B, powiedział jéj niegrzeczność — Niech zna! — Panna A, poskarżyła się matce, matka powiedziała bratu, brat