Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom III.djvu/052

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyzwał na pojedynek — Jakimże sposobem nie było pojedynku.
Pozawczoraj pani Doktorowéj D. — nikt nie wziął do tańca, siedziała cały wieczor jak malowana na kanapie. Hrabia M. — przechodząc mimo, powiedział coś kąsającego — Doktor D — obraził się i wyłajał Hrabiego, Hrabia plunął w oczy Doktorowi i t. d. —
Dzisiaj — Pan X — porzucił na środku sali pannę F, w mazurze — zmuszony został publicznie ją przeprosić —
I tym podobne po każdym wieczorze kursują nowinki; panowie opowiadają je na korzyść swoją, ślachta na swoją. W powieściach panów, winna zawsze ślachta, w powieści ślachty ciężar cały na panach —
Stojący na boku, patrzący na to, śmieje się z tych i z tamtych. Mój Boże, jakiego to potrzeba próżniactwa, jakiego braku zajęcia, żeby się tém bawić, zajmować, żeby całe dnie, całe wieczory kommentować podobne wypadki.
Tym czasem najważniéjsze fakta kontraktowe, są to zawsze prawie kłótnie de lana