Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom II.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Oni go uwikłali w swoje sidła, pomyślał, oni go zrujnują, oni nie będą mieli nad nim litości — on zginie — Ta kobiéta opanowała go łatwo i zrobi z młodym co zechce — Zepsuta, zalotna, bezwstydna, nie waha się wysysać z niego nie tylko miłość, życie, ale nawet majątek, rzuci go potém precz, jak łupinę owocu. Potrzeba na to radzić i myśléć zawcześnie, ja mu niedozwolę zginąć tak marnie w moich oczach ofiarą serca, zginąć jak zginęła jego matka —
Za piérwszém widzeniem ze Stasiem, August wezwał go do pomówienia na osobności. Z surowém wejrzeniem, smutną twarzą, spytał go co zrobił z piéniędzmi —
Staś naprzód chciał się zapiérać.
— Stasiu, rzekł August, to napróżno, ja wiém o wszystkiém — mów mi prawdę — Niémam prawa słuchać cię liczby z twoich dochodów, ale mam obowiązek upamiętać cię, przestrzédz — Jesteś na złéj drodze i całe może swoje życie, całą przyszłość kompromitujesz —