Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom I.djvu/023

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uwierzyła. A tym czasem Staś coraz konwulsyjniéj targał swoje złote więzy. Pamiętajmy na to, że on niebył wychowany tak, aby przedewszystkiém wierzył w świętość obowiązków, i panowanie ich nad życiem całém; nie był wychowany tak, aby w uczuciu dopełnionego choć przykrego obowiązku, znajdował osłodę, szczęście — Staś szczęście rozumiał staro-nowym — pogańsko-filozoficznym sposobem — nasyceniem, a to inne szczęście spokojnéj duszy, zwał ujemném. Niechciał się zastanowić, że to ujemne jak je zwał, jest właśnie jedyném duchownén — poczuwszy przesycenie, rzucił się jak dziki zwiérz w klatce — na nową pastwę — nie probował zlepić roztłuczonego szczęścia domowego — poszedł szukać nowych.
Zaczął od gęstych odwiedzin w sąsiedztwo i — niestety — wyznajmy to, bo przedewszystkiém prawdę pisać musiemy — nieraz już usiadł za zielonym stolikiem, nieraz w wzruszeniach jakie daje gra, probował no-