Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom II.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cha — pomyślawszy nieco, zwysiłkiem ściągnął z wychudzonego palca lewéj ręki piękny pierścień ze smaragdem i podał go Toltiniemu, króry dla ceremonij nieco się wzdragał, i przyjął go z wielkim pokłonem, całując rękę Michała.
Oczy króla gorzały podbudzoną ciekawością i niepokojem, — naturalnie to co przed nim ukrywano pomyślnem być nie mogło... Drżał cały...
— To z czego oni czynią tajemnicę, począł cicho bardzo włoch, wcale nie zasługuje na taką baczność, ani ma tak wielką wagę, jaką przypisują...
— A! przerwał król, ten poczciwy mój Kiełpsz i kuzynka moja, pani krajczyna — wistocie obchodzą się ze mną jak z dziecięciem. Więcéj mam męztwa i wytrwałości nad nich — całe moje życie tego dowodem.
Zwrócił się do Toltiniego.
— Mów! cóż tam takiego!
Włoch się uśmiechać począł.
— Mojem zdaniem rzecz ta niema żadnego znaczenia. Sułtan wysłał pono do Waszéj Królewskiéj Mości posła z podarkiem, a że on ma się ograniczać do kosztownego kaftana, który hołdowników jest cechą i że razem dopominają się haraczu.
Mówiąc to patrzył na króla Toltini i uląkł się sam widząc wrażenie jakie uczynił na słuchającym chciwie panu. Lice jego zbladło jak chusta — drżeć począł cały, pot kroplisty wystąpił na czoło, zasłabł i rękami wesprzeć się musiał... Milczał... słychać było oddech przyspieszony i trudny, w piersiach mu chrzęszczało...
— To niema żadnego znaczenia — dodał Toltini.
— Przybył! przybył ten poseł? podchwycił król gorączkowo.