Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom II.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Włoch się zawahał i uląkł.
— Niewiem z pewnością — prawdziwie niewiem — dodał — mówią jedni że jest tu — ale go zamkniętym trzymają w gospodzie, drudzy że ma być w drodze — inni że go Hetman ująć kazał...
— Mówią o tém że się upomina o haracz — że mnie jak hołdownikowi posyła kaftan! załamał ręce. Mówią już o tém!! Gdyby nawet fałszem było — co za srom iż na mnie to rzucić można a znajdą się ludzie którzy uwierzą.
Blademi rękami zakrył sobie twarz, pochylił ku ścianie makatą okrytéj i pozostał tak pogrążony w sobie.
W antykamerze słyszeć się dawały kroki — włoch przestraszył się aby go na gorącym nie pochwycono uczynku i począł błagając.
— N. Panie, — zaklinam Waszą Królewską Mość abyście mnie nie gubili — dając poznać iż zdradziłem tajemnicę.
Ale król ani słuchać ani się nie zdawał słyszeć.
Wstał Toltini i pochylił się nad nim, pochwyciwszy szklankę z napojem — który mu zwykle dawano, król nie patrzył i nie mógł dostrzedz tego — aż zimny kubek ręki jego dotknął. Porwał go i wychylił. Oczy miał jakby opłakane.
— Bądź spokojny, rzekł — nie obawiaj się — w potrzebie obronię cię, twierdząc iż zmusiłem.
— Ja się w żadnym razie nieprzyznam! wtrącił włoch.
Domawiał tych słów — gdy Kiełpsz się pokazał w progu i jednym oka rzutem rozpoznawszy stan króla, podbiegł do łóżka.
— Co to jest? zapytał groźno włocha..