Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom I.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie rychło dworzanom Prymasa i wojskowym Hetmana, udało się z głównego wyjścia szopy rozdzielić ciżbę — i panom swobodną utorować drogę. Lecz w porównaniu z tem jak przybywali — co za zmiana!! Było to coś jak sen, któremu się wierzyć nie chciało. Zrana Kondeusz był pewnym tronu — teraz — wszystko przepadło... Szeptali między sobą senatorowie.
— To sprawa Lotaryngskiego, to ten lis układny Chavagnac.
Drudzy posądzali neuburgskiego, inni składali to na jakąś piekielną kabałę. Sobieski pogrążony był w myślach jakby gmach cały złudzeń runął na niego i przywalił go.
Gniewy panów musiało to zwiększać że naokoło szopy panowała radość, okrzyki, śmiechy, które paliły nieszczęśliwych. Chęć zemsty rodziła się w sercach przeciwko szlachcie.
Prymas ile razy mówić zaczął, plątały mu się wyrazy, jąkał, nic nie kończył ze wzruszenia.
Siadano do kolebek, na konie, jakby dla towarzyszenia pogrzebowi. Prażmowski kazał swoją kolebkę firankami zapuścić dokoła, aby jego nikt i on nikogo nie oglądał.
Wieść o ekskluzij błyskawicą z pod okopów poleciała do Warszawy, a po drodze obiła się o pawilon kanclerzynéj — ale Pacowa krzyknęła z oburzeniem.
C’est un mensonge infame!
Hetmanowa łamała ręce.
Drugi i trzeci, z przejeżdżających gdy potwierdzili wieść pierwszą, Pacowa wpadła w rodzaj szału. Musiano ją trzeźwić, uspakajać kroplami, a że Chava-