Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom I.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przeciwko temu gwałtownie obiecywał sobie szukać późniéj. Salwował życie, choć mu się ręka tak trzęsła, że trudno nią było nakreślić nawet tych liter kilka, podpisał się — a pismo poszło od niego do panów kanclerzy, którzy milcząc musieli iść za przykładem Prymasa. Wszyscy też oni to co on myśleli. — Byle się z okopów wydobyć. — Znajdziemy środek aby tę exkluzję uczynić nieważną — w krótce cisnąć się zaczęli Senatorowie i wyprzedzać, aby co prędzéj z pod szopy uwolnić — chociaż wyjść z niéj teraz jeszcze nikt by był nie mógł, taka ciżba zbita usiana, stała do koła.
Akt napisany okrył się podpisami, Prymas wstał szukając oczyma Krucyfera, kapelana dworu, ale do tych tłum się dostać nie dozwalał.
Tymczasem szlachcic z pod szopy z arkuszem wyszedłszy, nad głową go unosząc — krzyknął do stojących braci.
— Kondeusz ekskludowany!
Ogromny okrzyk radości powitał to zwycięztwo tysiąców, Senatorowie w szopie stali zamknięci jeszcze, niemogąc się wydobyć. Lękali się mówić i naradzać aby nie ściągnąć oczów. Prymas który był blady i trząsł się przed chwilą, odzyskiwał nieco ducha burząc się gniewem. Krew biła mu do głowy.
Upokorzonym czuł siebie i godność swą prymacjalną! On! vice-rex! zmuszony przez oszarpaną gawiedź do zadania kłamu, do potępienia samego siebie. Na innych twarzach wyraz ten złości mniéj był widoczny, ale całe koło czuło i wiedziało jedno — to że szlachta je zwyciężyła i zuchwała teraz skorzysta pewnie z tryumfu.