Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom I.djvu/054

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Staraj że się dojść, zkąd to płynie — przerwał Prymas — a mówić nie potrzebuję, że oddziaływać należy i wyśmiewać tych krzykaczy...
Cedro znając Prymasa, domyślił się, że temi słowy dawał mu odprawę, pokornie więc jak wchodził, tak z kolei kłaniając się wszystkim nizko, wysunął z gabinetu.
Po wyjściu jego trwało czas jakiś milczenie... Trzej wodzowie Kondeuszowskiego stronnictwa, krótko coś poszeptawszy z sobą, zdawali się uspokojeni. Pierwszy do wyjścia ruszył się kanclerz Pac... schylił do ręki Prymasa, skłonił zdala Sobieskiemu, i — odprowadzony do drzwi, — zniknął. Po odejściu jego Prażmowski poufaléj pochylił się ku Sobieskiemu.
— Smutna to rzecz wyznać — rzekł cicho — ale ja nie zupełną mam ufność w kanclerzu... Wprawdzie musi iść z nami, lecz... lecz...
Niedokończył, Sobieskiemu uśmiech przebiegł po ustach, pokręcił wąsa.
— Ja też niedowierzam Pacom — odparł, ale na Litwie, nie można zaprzeczyć, dorobili się znaczenia i potęgi. Urośli dużo...
— Przecież z Radziwiłłami się mierzyć nie mogą — rzekł Prymas.
— Ale nie mniéj wszędzie gdzie mogą, podstawiają im nogę — mówił Sobieski. Prędzéj późniéj przyjść musi do walki.
— Tymczasem trzeba ich oszczędzać — zakończył Prymas.
Sobieski, który dnia tego powrócić musiał do Warszawy, po krótkiéj téj rozmowie pożegnał Prymasa.
Hetman i marszałek, jeden z najczynniejszych tego