Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom I.djvu/053

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    — Prawda że o Piaście mówiąc — szepnął poczekawszy, mianować go nie umieją i Polanowskim się śmieszą...
    Wszyscy to nazwisko dzielnego wojaka, ale mało znaczącego człowieka przyjęli ze śmiechem. — Uśmiechnął się też Gorzeński.
    — Pewnie pociesznym kandydatem jest książe Dymitr Wiśniowiecki — rzekł Prymas. — W rodzinie téj już jagielońska krew się wyczerpała, a niczem się nie odznaczają.
    Poruszył ramionami.
    — Żaden z najznaczniejszych naszych dygnitarzy i panów nie przyjął by tego brzemienia — dodał, wiedzą dobrze, iż koronę musieli by wdziać cierniową, bo by wszystko co żyło powstało przeciwko Piastowi...
    Słuchał Gorzeński cierpliwie...
    — Ten cały ruch i gorączka uśmierzą się — mówił cichym ciągle, stłumionym głosem Prymas — gdy na pole elekcyjne się ściągną... Ale któż wywołuje to warcholstwo i przewodzi?
    Stolnik zacierał ręce.
    — Właśnie w tem trudność jest, aby dośledzić początku — odezwał się — i dojść kto rzucił to zarzewie... Sądzę że ono kędyś w Sandomierskiem się rozpaliło — ale z czyjéj poszło ręki — nie wiem.
    — Toż mi pierwszy raz — rzekł Prażmowski — nie umiał dotrzeć do dna... i naprawdę przyszedłeś z niczem...
    — Nie wiele ja ważę sam to co przyniosłem — odezwał się Gorzeński — i byłbym zmilczał może — ale sądziłem, że obowiązkiem moim przecie i o tem dać wiedzieć...