Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom I.djvu/017

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

deł posługując się włodarzem, pilnując aby się nic nie marnowało, ale niezbyt zabiegłym. W wielu rzeczach jejmość go zastępowała, bo gdy przyszły sejmiki, zjazd, narady, sejm — Piotrowski musiał — na służbę...
Tak się on wyrażał o zajęciach sprawą publiczną.
Ustaloną miał tak sławę mądrego statysty u swéj współbraci Sandomierzanów, że ona i do sąsiednich województw przeszła. W ogóle był to człek skromny i cichy. Ponurym jednak i nazbyt poważnym nie był — owszem, śmiał się rad i czasem dowcipnie przyciąć umiał, a gdy się rozgrzał wyrażał się dosadnie — po szlachecku.
Pora była zimowa. Sanna się późno w tym roku usłała, ale tak wyborna i tak trwała, że się nią cieszyli wszyscy. Piotrowski siedział z Tacytem przy kominie, gdy jejmość zapukała i cicho oznajmiła.
— Masz jegomość gości...
Piotrowski książkę włożył do szafy, obciągnął suknie i wszedł do bawialni w chwili, gdy ogromnych rozmiarów, okrągły jak beczka, rumiany, z siwemi wąsami szlachcic, rubasznie się śmiejąc bokiem się wciskał przezedrzwi, wołając:
— A co? gość nie w porę gorzéj doktora!
Za okrągłym tym, tuż widać było dwóch znacznie mniejszéj objętości, ale daleko słuszniejszego wzrostu ichmościów, z których jeden miał jasne jak len włosy, a drugi czuprynę czarną i wąs do góry sterczący.
Zaczęło się serdeczne powitanie.
IMPan Symeon Garwowski Cześnikiem się jakimś mianował, jasnowłosy Remigjan Zwolski Wojskim, a ostatni, czarny i tęgo rozrosły Namiestnikiem. Wszyscy trzéj kość z kości, byli Sandomierzanie.