Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.II.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zagadnięty nie odpowiedział na to pytanie.
— Powiedźcie mi, kto wy jesteście i jakim sposobem się tu znajdujecie? — rzekł gburowato — ja to naprzód prawo mam wiedzieć...
Spokojnie i wcale nie okazując obawy, wojewodzina odparła...
— Jadę z rannym, z pobojowiska pod Płowcami, gdzie król moc krzyżacką pobił na głowę, a mąż mój, zowie się Wincz z Pomorzan, wojewoda Wielkopolski.
Nachmurzył się słuchając — ten który badał i głową potrząsł...
— Ranny? któż ranny? — spytał...
— Florjan Szary...
Pytający, Nikosz Bąk, rozśmiał się na całe gardło..
— Że go nie zabili — tego... — zawołał.
Wojewodzina z tego wykrzyku domyśliła się, w czyje ręce wpadła, a dość jéj o nim rozpowiadał Florjan. Nie strwożyła się tém jednak...
Zamiast wyrywać się precz, postąpiła dumnie kilka kroków.
— Widzę — rzekła — żem nie trafiła do Surdęgi, jakom chciała, ale pod nieprzyjacielski dach. Przecież żonie wojewody królewskiego i tu odpocząć dadzą...
Nikosz milcząc, cofnął się...
Naprzeciw drzwi stały otworem, w których się świeciło.