Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.II.djvu/019

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

aby się nie skaził zdradą!! Slijcie do niego.. nie poszedł może jeszcze..
Jam uciekła z domu, próżno go błagając i przybyłam tu umyślnie, paść do kolan waszych, abyście go ratowali!
Złożyła ręce Halka.
— Jeszcze czas! poczęła wołać łkając, czas jeszcze...
Łoktek stał poruszony.
— Chodźcie za mną, rzekł powoli, tu nadto nas ludzi słucha i otacza.. pomówiemy..
Szli ku dworowi, król przodem, niewiasty wiodąc za sobą.
Łoktek wprowadził ją do izby posłuchalnej, w której nikogo nie było.
Żona wojewody padła mu do nóg, obejmując je.
— Miłościwy królu, zaczęła na nowo — on sam płakać i żałować będzie występku swego, jeżeli go popełni. Jedno dobre wyrzeczone słowo odwrócić może odemnie hańbę, od was nieszczęście..
— Idę sam z wojskiem w tę stronę, odezwał się król, naprzeciw Krzyżakom, a może i swoim własnym. Nie czas stać, spotkamy się — lub w obozie, jeźli się upamięta, lub na pobojowisku!
— Ciągniecie tam? przerwała Halka powstając — tam! Pozwólcież mi za obozem iść waszym. Ja pójdę do niego z posłami waszemi.

Król ręką dał znak przyzwolenia,[1]

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; zamiast przecinka winna być kropka.