Sądził że — jadąc do Budy, do królowej siostrzenicy, dalekoby tam więcej i łatwiej mógł sprawić nad to, co mu kazano takim trudem zdobywać...
Myśli te już go całkiem zaczynały opanowywać, gdy drzwi otworzyły się z łoskotem, i Fryda weszła, krokiem zwycięzkim, z piosenką na ustach.
Wzięła się rękami w boki, postawę przybrała męzką i stanąwszy naprzeciw księcia, zawołała.
— No — rozbudźcie się! widzicie że wam dobrą wieść przynoszę!
Książę, który był rozciągnięty niedbale na siedzeniu, porwał się.
— Dobrą? — zapytał.
— Tak — bo ja tylko dobre zawsze wam przynoszę! Toście już wiedzieć powinni.
Nie mówiąc nic — czekał książę na obietnicy spełnienie... Fryda patrzała nań z rodzajem politowania.
— Dwa dni — zawołała wesoło — chodziłam z kamieniem na piersi... O mało nie rozbiło się wszystko o przenikliwość tego przeklętego kłamcy Sędziwoja, który raz już was uwiódł...
Wiecie że w Złotoryi dowodzi szwagier jego Krystyn, który pije po dniach całych, a po nocach jeśli nie pije, to śpi pijany. Takiego nam tam właśnie było potrzeba...
Sędziwój precz go chciał wziąć ze Złotoryi, bo już coś czuje i obawia się o nią.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Biały Książę tom III.djvu/035
Ta strona została uwierzytelniona.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/c/ca/PL_J%C3%B3zef_Ignacy_Kraszewski-Bia%C5%82y_Ksi%C4%85%C5%BC%C4%99_tom_III.djvu/page35-710px-PL_J%C3%B3zef_Ignacy_Kraszewski-Bia%C5%82y_Ksi%C4%85%C5%BC%C4%99_tom_III.djvu.jpg)