Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Biały Książę tom I.djvu/095

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kogo zadziwi, gdy się tam do starego arcybiskupa ziemian trochę ściągnie... Przybędziecie i wy?
— Kędy drudzy, tam i ja pewnie — odparł wojewoda. Naznaczcie dzień, ludzi słusznych zbierzcie, przyjadę i ja do Gniezna, tak jakom do was przybył... Albo Wielkopolska straci wszystkie starodawne prawa swe, lub dziś się o nie upomnieć musi...
To mówiąc, smutniej się nieco zadumał.
— Lecz co tu o prawach naszych mówić — dodał — i jak je szacować ma Ludwik, gdy dla dzieci tego króla, któremu państwo to winien, nie ma miłosierdzia i sprawiedliwym być nie chce...
Słyszeliście, że córki królowej Jadwidze odebrano, że je do Węgier zabierają, tak jak zabrano korony... i że jawnie głoszą, iż król z obawy, by o spadek po ojcu nie upomniały się kiedy, chce je ogłosić jako z nieprawego małżeństwa narodzone i nieprawe.
Dersław porwał się z siedzenia.
— Testament króla połamano! — zawołał — co za dziw, że na domiar z dziećmi się obejdą okrutnie... Świętego u nich nie ma nic... Lecz król Ludwik też czuć powinien, że się na tronie tym słabo trzyma... Syna mu Bóg nie dał, a na córki jego dziedzictwo nie spada. Zejdzie więc korona znowu do Piastów.. byleśmy zawczasu jej dziedzica opatrzyli.