Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom III.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wszystko, wszystkim! — potwierdziła Wapowska. — Tak jest, dziecko moje. Pomsta Bożą sprawą być powinna, naszą, przebaczenie. Sędzią jest Pan nasz i mścicielem... a nam On kochać kazał nawet nieprzyjacioły.
Anna, jak gdyby po raz pierwszy w życiu podobne słowa słyszała, stała zdumiona, lecz biedne jej, długo uciśnięte serce, zwolna otwierało się prawdzie.
Wapowska posadziła ją obok siebie i mówić zaczęła.
— Chrystus nam pierwszy, Zbawiciel nasz przyniósł to prawo miłosierdzia, ten nakaz przebaczenia. Mieści się on w jego świętej modlitwie... „i odpuść nam nasze winy...“
— Więc zemsta nie jest obowiązkiem! — podchwyciła Anusia.
— Grzechem jest — ciągnęła dalej Wapowska. — Dlategom ja, gdy mnie wezwał kanclerz, na ojcu twym wywierać jej nie chciała, nie mogła. Posłuszną byłam prawu.
Anna łzy miała na oczach, a na piersiach paliła ją chusta krwią ojca zbroczona. Zwolna dobyła ją i rozłożyła na kolanach.
— We krwi ojca zmoczoną kazał mi oddać nieboszczyk — rzekła.
— Połóż ją u stóp ołtarza, dziecko moje — odpowiedziała kasztelanowa — i Bogu przekaż ukaranie. Twoim obowiązkiem modlić się za rodzica.