Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom III.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W drugiej izbie gościnnej zastała niewiastę poważną, we wdowim czepcu, z długim czarnym różańcem w ręku, z twarzą spokojną i łagodną, zajętą chłopczykiem, który stał przy niej.
— Kasztelanowo — zawołała Anusia od progu — przyszłam wam dziękować, ale nie za gospodę! nie, za miłosierdzie wasze, za wielką litość nad panem a rodzicem moim. Jestem córką Samuelową.
I płakać zaczęła.
Powstała powoli pani Wapowska, zbliżając się ku niej z twarzą smutną a łagodną.
— Dziecię moje — rzekła — uspokój się. Nie masz mi za co dziękować... Pan Bóg mi dał pokój ducha i możność przebaczenia wszystkim, bo to jest prawo Jego, nie krew za krew, nie ząb za ząb, ale dobrem za złe płacić.
I ja młodszą będąc pobłądziłam też gorącą miłością dla pana a małżonka mojego i pragnęłam zemsty za niego. Woziłam zwłoki do króla, nie dawałam pokoju senatorom, godziłam na życie ojca twego, ale Bóg dał mi upamiętanie a nauczył mnie, że pomsta do Niego należy nie do nas, że my się mścić nie mamy prawa, a powinniśmy przebaczyć wszystko! wszystko!
— Jakto? wszystko? nawet zdrajcy, który wydał na śmierć, nawet katowi, co zamordował? — przerwała Anna.