Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom III.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Można śmiało powiedzieć, że w tej godzinie przyjaciół tylko miał, bo wszyscy się na okrucieństwo oburzali. Wnet po ulicach, po rynkach rozeszła się wiadomość, że Zborowski został ścięty; nie wierzyli jedni, rozpaczali drudzy, na kanclerza bij zabij wszyscy, czemu go do sejmu nie chował.
Kanclerskim ludziom ani się było można pokazać w ulicach, bo ich ścigano, oprawcami i zbójami na nich ciskając, tak że kryć się musieli.
Zbiegowiska się zaczęły tworzyć znaczne po ulicach i rynkach, a kto mógł biegł pod Lubrankę, żeby się na własne oczy przekonać, iż prawdą było co mówiono.
Około trumny ludzie pani krakowskiej, marszałka i Stadnickich stanąwszy kołem nie dopuszczali ciekawych, a czekano na panią krakowską, która sama się ciało przeprowadzić ofiarowała. Nadeszła też poważna pani, cała w czerni i kirze, a z nią Włodkowa od łez czerwona i jak oszalała, i Anusia, blada, a tak straszna z tego wewnętrznego gniewu, który nią miotał, że ludzie się do niej przybliżać nie śmieli. Ta płakać nie mogła, usta do krwi gryzła tylko.
Luzicki, Borowski, Morawa i inni wzięli oną trumienkę na ramiona i nieśli ją aż do kamienicy wojewody kaliskiego, a przez całą drogę krew strumieniem się z niej wylewała, tak że i deski i tragarze nią byli obluzgani. Tu w dolnej izbie