Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom III.djvu/062

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ludzie pana Samuelowi i wozy jego stały noclegiem w Stogniewicach, dokąd zaraz nadeszła wiadomość, że pana Samuela ujęto, i że jeszcze byli z nim w Piekarach, wybierając się do Krakowa.
Rychłowski, który przy wozach był, nadbiegł z ludźmi, ale nie miał już tu co czynić.
Gdy już rankiem do izby, w której go trzymano, wpadł Rychłowski, Samuel go zobaczywszy zdala, odezwał się mimo zakazu.
— Daj już pokój, Rychłowski nieboże, niemasz tu co czynić. Jedźcie do syna, służcie jemu, a szkatułę tam moją miejcie w dobrem opatrzeniu.
Na biedę szkatułę tę wspomniał, gdyż potem Urowiecki o niej zaraz kanclerzowi doniósł i posłano po nią, aby wydano, a słudzy ze strachu i nieopatrzności oddali ją jak była.
Ucichło tedy w Piekarach, chociaż żałobą ją oblekło to nieszczęście, a Włodkowa, Stadnicki i syn w pierwszym momencie głowy potracili, lecz zaledwie Urowiecki Samuela z sobą wioząc do Krakowa ruszył, i w Piekarach myśleć poczęto o ratunku.
Zdawało się, że jeszcze drogi pozostawały i środki, aby odwrócić od Samuela karę główną, jaka mu z powodu banicyi zagrażała. Stadnicki choć zbity i na poły żywy, natychmiast siadł na koń i do Sandomierza do marszałka Andrzeja