Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom III.djvu/061

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Posłyszawszy — Oleś zabity! wyskoczył Samuel wprost na ten głos, w jednej koszuli, jak się z łóżka zerwał, stanął przed nimi.
Pierwszy Urowiecki go zoczył.
— Czego chcecie? — zapytał Samuel dosyć spokojnie, chociaż wiedział już, co to znaczyło.
— Ciebie chcemy mieć — zawołał Urowiecki — pójdź z nami do pana naszego kanclerza, a teraz się z nikim nie waż mówić, bo będziesz zabit.
Zapalili zaraz świecę i ucichło, tylko płacz już kobiet słychać było.
Samuel syna zobaczywszy że żyw był, pomyślawszy mało, krew swoją zimną, którą tylko w złych razach pod czas miewał, gdy już sprawa była zrozpaczona, odzyskał. Bo jak gwałtowny i impetyczny się okazywał, póki miał nadzieję, że się wyrąbie i obroni, tak w ostatniej toni lekko sobie wszystko ważył.
Radość tedy ichmościów, co tego bohaterstwa dokazali, była wielka, bo o mały włos, a łacnoby im uszedł.
Nim się tedy odział, a nim oni z końmi, ludźmi i bronią do ładu przyszli, upłynęło dosyć czasu wśród płaczu i lamentów Włodkowej, syna i Stadnickich. Tym wszystkim już nie czynili nic, obstawiwszy tylko Samuela swoimi, aby z nikim mówić nie mógł.