Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom III.djvu/044

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ludzie zdumiewają się im pytając, jaka to jest ta rzeczpospolita nasza, w której zbrodzień podobny bezkarnie chodzić może długie lata, z wyrokiem nad głową, którego nikt nie śmie spełnić ino dlatego, że do rodziny możnej i znacznej należy.
— Wszystko to prawda — odezwał się kanclerz — wszystko to ja sobie mówię i wiem, a niemniej, gdy przychodzi krew ludzką przelać, nie na wojnie, ale wśród pokoju, ręką katowską... wzdryga się dusza.
— Zaprawdę — odparł Żółkiewski — ani starostą, ani sędzią więc miłości waszej być nie przystało, bo lękając się krwi przelewu, dozwolicie, aby bezkarnie tacy ludzie jak Samuel przelewali krew niewinną.
— Nie czyńże mi z tego zarzutu — rzekł Zamojski — już mi nie o Samuela idzie, ale o modus, jakim go ująć należy. Wstrętny mi jest wszelki nawet pozór gwałtu, a tego nie unikniemy, biorąc go w Piekarach.
Wtem Urowiecki, bardzo śmiały człek, dodał.
— Wasza miłość więc chyba go zachęcić pragniecie, aby ośmielony Kraków nawiedził, co on nieochybnie dokona.
— Tam go nie ścierpię! — odparł Zamojski.
— A no Piekary są tak dobrze waszą juryzdykcyą, jak i Kraków, więc gdy wiemy tam