Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom II.djvu/091

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że już chyba aby darmo nie cierpieć, gwałtem spiskować przyjdzie. Ma człek być prześladowany, niechajże wie za co...
I przerwał rozmowę.
Nazajutrz rano bardzo już Krzychnika w domu nie było, a że na mszę nie zwykł był chodzić, dziwił się wojewoda, iż tak wcześnie z domu wybiegł. Podczaszy zaś chciał Worczeńce dać przestrogę i zakazać, aby jego noga więcej nie postała na Franciszkańskiej ulicy.
Tak się w niczem Zborowskim nie powodziło, a ta sieć, którą byli obmotani, z ręki Mroczka się wysnuwała. Wierny sługa kanclerza raz na trop wpadłszy, już go nie stracił z przed siebie.
Miał podczaszy pacholika, niedawno przyjętego, który o każdym jego kroku donosił; przez niego o rusinie dowiedział się Mroczek i póty około niego toczył, aż doszedł z czem, od kogo i po co tu przyjechał.
Częste odwiedziny u Fontanusa, także Mroczkowi były podejrzane. Wiedział, że Zborowscy na wszystko są gotowi, a że na kulawego Dzierzka się niebardzo mógł spuścić, sam jednego wieczora udał się do apteki.
Zachodziło tam ludzi dosyć, to kropli wzmacniających, to napoju krzepiącego, to różnych lekarstw żądając od aptekarza. Mroczek choć zdrów jak wół, musiał parę razy się czegoś napić, lecz po staroświecku rozumował sobie — zdro-