Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom II.djvu/092

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wemto ma być? zacóżby miało mnie zdrowemu być szkodliwem.
Jednego dnia przemknął mu się tu podczaszy, ale nieznajomego postrzegłszy, natychmiast zniknął.
Mroczek nieznanym był Fontanusowi, zdala go tymczasem starał się poznać... i w końcu, pozostawszy z nim sam na sam, zagaił rozmowę od tego, że się go o przywilej na aptekę zapytał.
Fontanus wziął to zrazu za prostą ciekawość i zbył go ogólnikiem.
— Ale bo, widzicie — rzekł Mroczek — czasy takie nastały, że wszędzie porządek kanclerz chce czynić, nie ostaną się i apteki bez dozoru.
— Słyszeliście o tem? — spytał Fontanus.
— Co w. mości taić mam, jam żołnierz i sługa kanclerza — rzekł rotmistrz — mam zręczność słyszeć co się tam mówi i projektuje.
Nie tajna i to rzecz, że źli ludzie na żywot i zdrowie króla JMci czyhają, a mogą własnemi to przypłacić, bo jest na nich czujne oko. Do tych ludzi należy pan podczaszy Zborowski, który tu u w. mości często siadywa...
Fontanusowi gdy słuchał nogi tak osłabły i dygotać poczęły, że się o stół oprzeć musiał, aby nie upaść. Sprzyjał on panu Krzysztofowi, czy się z niego korzystać spodziewał, rachował na zarobek, który mu spiski przynieść mogły,