Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom I.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wał, poskromi się, gdzie tam! Im głośniejsze jego sprawy, tem on temu więcej rad...
Andrzej przerwał:
— Mówisz o tych sprawach pana Samuelowych, o których i ja słyszałem, alem ja tak prawie jak nieświadom ich, a wielu nie wierzę. Nie sąż to potwarze?
— Ho! ho! — zawołał Krzychnik — potwarze! powiem ci jedno, że to co na Samuela rozgłaszają, jeszcze nie dochodzi daleko do tego, co dokazał, chodząc po świecie. Człowiek bowiem jest osobliwy, równie gdy kocha, jak gdy nienawidzi; u niego wszystko z ekscesem. Małego nic nie rozumie.
Jakże być może, abyś ty o tych sprawach Samuelowych nie wiedział? — dodał podczaszy.
— Juści wiem — rzekł marszałek — ale z odgłosu. Przy niczem nie byłem, a on mi się nie spowiadał.
— To go nie znasz! — zawołał Krzychnik. — Jam go wiele praktykował! Jam na tych przygód siła oczyma własnemi patrzał, począwszy od żony.
Znałeś tę dobrą, łagodną i miłą panią, bo z tego domu wyszła co i twoja. Miłował ją Samuel do szaleństwa, ale trwało to do narodzin Aleksandra. Wtedy na dziecko dużo spłynęło tej miłości, a żona że chorzeć mu zaczęła, począł się za innemi oglądać.