Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom I.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tron wyniesie, a z nim i Zborowskich na widownię wydźwignie.
Czuwał jako mógł Mroczek, wywiadując się, a choć nie o wszystkiem hetmana uwiadamiał — wszędzie zaglądał, aby sprawdzić co go dochodziło...
Tak tedy i owo szeptanie o truciźnie dla króla, którą Zborowscy gotować mieli, nie uszło baczności Mroczka acz mu się ona bardzo niepewną wydawała. Więc śledząc, zkądby ją mogli wziąć, Mroczek doszedł po cienkiej nitce do kłębka, bo mu zcicha i ostrożnie ukazano aptekę na rogu Grodzkiej ulicy, do zamku idąc, o której powiadano, iż tam wszystkiego, nawet i trucizny dobrze płacąc, dostać było można.
Inaczej tego sprawdzić nie mogąc, rotmistrz musiał sposobnych do tego użyć ludzi i właśnie z zamku powróciwszy, na niejakiego Jana Dzierżka czekał, który mu w tem miał być pomocą. Mroczek sam nadto znanym był, ażeby na siebie oczy ściągał, posłużyć się więc kimś musiał.
Dzierżek do tej szlachty należał zubożałej, która w posłudze panów kawałka chleba szukać musiała. Rycersko naprzód sługiwał, ale pod Połockiem rażony okulał, tak że o kiju chodzić musiał i na koń mu już siąść było ciężko, musiał więc indziej sobie chleba szukać.
Znał go z wyprawy Mroczek i dla wielkiej usłużności lubił, a i z tego, iż języka na dziadow-