Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom I.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bezpieczeństwo ukaże i wyzwie, napewno p. Samuel tam poleci, aby się nieustraszonym okazał.
— Więc gdyby nam bruździł — przerwał hetman, którego Zborowscy widocznie już nudzili — mamy na niego banicyą zawsze, na łasce jest... a w ręce się nasze dostawszy...
Zamojski nie dokończył i smutnie głowę opuścił.
— Nie o mnie samego idzie — dodał z powagą. — Ja się przy pomocy bożej nie lękam ich pogróżek i zasadzek, ale takim ludziom jak Samuel, którzy nic nie szanują, dla których prawa niema i hamulca... trzeba okazać, że się nie folguje złemu i bezkarnie szaleć nie dopuści... Będzie-li potrzebny przykład, choćby krwawy!! ha!!
I hetman zamilkł, obejrzał się, a natychmiast potem Mroczka o inne sprawy, wojska się tyczące, badać zaczął.
Mroczek pomiędzy sługami hetmana, nie wielkie i nie wybitne miejsce zajmował. Napozór był tylko rotmistrzem nowej piechoty, więc żołnierzem, ale oprócz tego służył bystremi oczyma i przebiegłością, a nie mniej wypróbowaną odwagą. Mało ludzi się w nim domyślało tej bystrości i ochoty postrzegania, więc przed nim nie ukrywano się, i Mroczek widzieć a nasłuchać się mógł wiele, o czem hetmanowi natychmiast donosił. Byli inni na tych posługach, bo się bez