Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom I.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tłum wielki, nieznajomych, cudzoziemców, dopilnować będzie trudno, a czasu takiego obchodu dozór trudny. Właśnie się i dla króla JM. i dla miłości waszej tej chwili obawiam najwięcej.
— Podwoicie czujność waszą, kochany Mroczku — odparł hetman dosyć obojętnie — a będzie-li potrzeba zuchwałym naukę dać, nieomieszkamy. Jednakżebym nie rad na wiarę pustych pogłosek ludzi się imać, którzy językiem mielą dużo, ale uczynić nic ani mogą, ani się będą ważyć.
— I jabym tak trzymał — rzekł Mroczek markotnie — boć pan gnieźnieński nie pocznie nic.
— Ten jest nasz! — wtrącił hetman.
— Pan marszałek co myśli, Bóg wie, ale pozornie praw względem króla i miłości waszej chce się okazywać, a pan podczaszy Krzysztof, z nich wszystkich najgorszy, drugich poduszczać gotów, sam szyi ważyć nie będzie... Więc nicby nie groziło, gdyby Samuel nie powrócił...
— Temu — uśmiechnął się wzgardliwie pan hetman — inne sprawy w głowie. Za podwikami biegać, z dobrymi towarzyszami pić, żarty i intermedya wyprawiać lada z kim, zabawiać się i szaleć, bohatera mężnego grać, aby mu przyklaskiwano... to jego rzecz. Stare dziecko jest.
— A no właśnie za narzędzie w ręku podczaszego niebezpieczne — rzekł Mroczek — bo mu Krzysztof wmówi co zechce, popchnie, a gdy nie-