Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom I.djvu/092

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Naprzód o to szło, aby z tatary umowę uczynić twardą i od wszelkiej zawarować się zdrady. Chciał p. Samuel sam to czynić, na nikogo się nie zdając i żądał wyznaczenia miejsca, gdzieby ze starszyzną tatarską w dziesięcioro koni tylko mógł się zjechać i tam obradować a układać.
Z czem posły jechały, a Bieleckiego omal tam nie zatrzymali, dowiedziawszy się, że królewskim sługą był, ale kozacy im to odradzili i cało uszedł nazad. Stało się, jak p. Samuel żądał, iż uroczysko, ich językiem Karaithebe, czyli czarne wody, wskazali, aby tam zjazd się odprawił.
P. Samuel wielce uradowany, a do zbytku już szczęściu swemu ufający, nie wątpił, że mu wszystko i nadal popłynie tak gładko. Suplikowałem go, Prochorowe mając na pamięci przestrogi, aby spełna ani kozakom, ani tatarom wiary nie dawał i zawsze się oglądał, jakby w złym razie wycofać się mógł bez szwanku.
Alem za to śmiech tylko i łajanie odniósł w zysku, za oną moją babską podejrzliwość i nieufność, gdy tu wszystko się po myśli i szczerze słało. I zmilczeć musiałem.
Szliśmy tedy na ono uroczysko, kędy i tatarskie posły w słowie się stawili, a co dziwniej, z upominkami i z listy od carzyka. Przyprowadzili z sobą koni pięknych i czysto przybranych dwanaście, między którymi prawie cudne były, przytem szat złotogłowych, jakich dla posłów i w Mo-