Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom I.djvu/088

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

był, mało co srebrną blaszką okuty i piórami kilku nastrzępiony.
Orator tedy submisyę czynił w imieniu gromady bardzo gładką, a wiele obiecującą i zamknął ją tem, że „my siebie z wiernemi chęciami naszemi i posłuszeństwem wszelakiem zaraz się przy tej buławie oddawamy, życząc ci tego, abyś nam długo rozkazował, zkądbyś sobie, nam i ojczyźnie miłej i potomstwu swemu nieśmiertelną sławę otrzymał“.
Na co p. Samuel bardzo gorącem słowem a serdecznem odpowiadał im poręczając, iż oną buławę przyjmuje jeno z tą nadzieją, że nią rycerskiemu narodowi do zwycięztw i chwały będzie przewodził.
Poczem między kozaki do nas wybranymi a nami komitywa się napozór jak najlepsza przy kubkach zawiązała, że się ściskano i całowano. Ale już przy tej biesiedzie tu i owdzie prysnęło przeciwko lachom coś, co nam uszy niemile drasnęło, bo samiśmy się lachy czując, nie mogli tego słuchać bez ucisku, jak wszyscy na onych panów polskich, co na kresach mieli ziemie i majętności, bardzo narzekali i nieprzyjacielsko się względem nich odgrażali, już nas za swoich uważając, albo–li też probując.
I pan Samuel też, choć przeciwko szlachcie i panom urazę miał niejedną i ujmować się za panów braci nie myślał, zasępił się widząc, że tu