Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom I.djvu/082

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Opatrzywszy ich jak najlepiej, odprawiono ztąd przodem, a myśmy w najlepszej myśli ciągnęli do Czerkas.
A no tu powiedzieć muszę, o czem z nas nikt nie wiedział, aż dopókiśmy nie stanęli w Czerkasach, że oprócz tego, iż z kozactwem się zmawiał pan nasz, miał i drugą imprezę napiętą, tak aby ta tamtą zasłaniała.
Okazało się, że ze starostą pogranicznym, którego imienia wyznać nie chciał, zmowę też miał, że ten na niego podle Czerkas w kilkaset ludzi czekać się obiecał, aby razem szli na Putywl zamek moskiewski!
Krzysztof wybuchnął podziwieniem wielkiem.
— Gdybym ciebie nie znał, że tego z palca wyssać nie mogłeś, nie wierzyłbym ci. Do kozactwa jechał, aby je królowi odciągnąć, a ze starostą królewskim w pomoc przeciwko moskiewskiemu razem się wybierał. Jakże to tu pogodzić?
— Godźcie jako chcecie — odparł Zarwaniec — ja też niespełna rozumiem, tyle pewna, że starosty owego i wojska jego i obietnic aniśmy śladu, ni znaku, ni o nim wieści nie znaleźli. Tak tedy nad rzeką Pskłą postawszy i spocząwszy, gdyśmy nadaremnie czekali, a kozacy naglili, aby do nich jechał, ciągnęliśmy nad rzekę Samarę, gdzieśmy po raz pierwszy około dwóchset kozaków spotkali, od których czołobitnością wielką byliśmy przyjęci, co nam nadal wielkiej dodało otuchy, chociaż