Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom I.djvu/083

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kozactwo to nie było rycerskiem i prawdziwem, ale ci, co ich wodnymi kozaki zową, którzy ustawicznie ryby łowią, na rozmaitego zwierza po ostrowach dla skór polują i wszelkiem gospodarstwem, a potroszę handlem się zajmują. Obyczaj i tu zastaliśmy prosty, ale dostatek znaczny. U których kozaków, powiadają, w kubłach od mazi i dziegciu czerwone złote i talary się chowają.
Onić sami dla siebie nie potrzebują wiele, bo życie prowadzą chłopskie, ale skarby te na powszechny pożytek obracają i na to swe rycerstwo, które ich broni i osłania.
Tu więc, ktoby na ryby łakomy był, mógł się najeść do syta, gdyż najpiękniejsze po niczemu, a obfitość po jeziorach ich taka, że czasem dla ciasnoty zdychają i zarażają powietrze.
Na zwierzu też wszelakim nie zbywa, które głównie dla skór kozacy łowią i biją.
Dotąd jeszcze wszystko nam szło jak z płatka, kłaniali się i pokłony bili, choć czasem człek wejrzenie z podełba spotkawszy, aż mrowiem czuł że mu przeszło, ale milczeli i jeszcze się akomodowali. Nic zmiennego nie było, a pan nasz coraz animuszu większego nabywał i z tych co mu niedowierzali śmiał się.
Od rybnych Kozaków do rycerskich, na wyspę, na której niby stołeczny ich gródek miał być, inaczej jak przez rzekę się przeprawiając dostać się nie było można. Ani na czółnach zbywało, ale