Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom I.djvu/079

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ruszył ramionami Zarwaniec.
— Tyle korzyści naszej, że teraz tego Niżu nikt lepiej nie zna od nas — dodał.
Podano jedzenie i piwo Zarwańcowi, który się chciwie przysiadł do obojga, potroszę o panu Samuelu mówiąc, jako cudem zdrowo wyszedł z tego ognia, i imprezy swej nie żałował.
Na wieczór tedy, gdy i marszałek Andrzej się obiecywał, zamówiono Zarwańca, aby się z powieścią o Niżu stawił. Gotów był, to sobie wymawiając, aby oprócz panów braci, nikogo więcej nie było.
— Z panem moim — dodał — jam go świadom, ostrożność zachować potrzeba. Ja po swojemu rzecz opowiem, jakem ją widział, a któż wie czy to się spodoba jemu? Więcbym nie rad, aby rozgłaszano, co on może inaczej zechce tłumaczyć. Jam prosty człek, com widział, powiem.
Zawczasu tego wieczora marszałek się stawił i p. Krzysztof nie ruszał krokiem z domu. Zarwaniec też czekał na nich wysypiając się, bo powiadał, iż tyle nocy bezsennych spędził, że teraz o każdej porze głowę pochyliwszy gotów kamiennym snem się odżywiać.
Wstał za to rzeźwy i krzepki, a gdy mu dla odwilżenia gardła nie żałowano, relacyę tej nieszczęśliwej wyprawy na Niż tak rozpoczął.
— Wszyscyśmy się z tej imprezy pańskiej siła nie spodziewali, a rychlej obawiali jej, choć nie