Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom I.djvu/076

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czną, w której bodaj czas jakiś napaści się nawet było można opierać, tak był dobrze obwarowany. Stu ludzi i koni łacno mogło tu znaleźć pomieszczenie, a tabor wozów w ogromnym rozłożyć się dziedzińcu.
Wytworności nie było żadnej, bo jakeśmy mówili, przywoził z sobą każdy co najpotrzebniejsze sprzęty, ale izby szły rzędem jedna w drugą ogromne, jasne, w których za stół można było ludu posadzić głów dosyć.
Mieli tu każdego czasu Zborowscy, jak inni panowie po miejskich dworach, i szopy siana pełne i szpichrz z owsem i piece na chleby i loch na piwo.
Pan Krzysztof zajmował przedniejszą część dworu, i tu swoich przyjaciół, a posły z różnych stron przyjmował podczas dniami lub nocą. Czynny był bardzo, choć nie rad z tego co się święciło.
Tajemnica owa, którą marszałek przywiózł do Borówki, iż Batorównę król miał dać Zamojskiemu, już dla nikogo sekretem nie była. Noszono się z nią sarkając, a ona zazdrość, którą łaska króla dla hetmana dawniej budziła, urosła teraz do najwyższej miary.
Nienawidzili niechętni króla, ale stokroć więcej hetmana, że z między szlachty wyszedłszy małym, dorósł tak wysoko, iż u tronu stał. Przypisywano mu bowiem zamachy w przyszłości na