Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom I.djvu/067

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bo niewinną była, a przez zdrajcę Turczyna i tę niewiastę gorszą od żmii zginęła. Wojtaszek to wszystko wie i moją mękę zna, a nią się napawa jakby miód pił.
Kandyan na mnie też jako na szaleńca i gwałtownika skarży za niedźwiedzia, Dominikanie za tego, com go wywałaszyć kazał, ale mu się to należało, bo dla nabożeństwam go trzymał w domu, a on mi dziewczęta jejmościne psował. Com się nie miał pomścić?
Wstał mówiąc to, nalał sobie wina znowu, raz i drugi, pijąc już sam, ani Krzychnika, ani marszałka nie prosząc, bo się zupełnie zapomniał.
Wtem dzień się już dobry robić zaczął, czeladź spała, a im na sen się nie zbierało. Siedzieli wszyscy. Andrzej opowiadać zaczął, że głodny był. Skoczył więc pan Samuel budzić swoich, aby podawali co prędzej takie jadło, jakie pod ręką się znalazło i wina siła.
Ochotę bowiem miał do picia niepomierną.
Ktoby go pod ten czas widział, a nie znał tak jak bracia go znali, musiałby za szalonego mieć, bo raz sam do siebie mówił, śmiał się, to w głos narzekał, to się odgrażał, a ludzie i sprawy przeszłe i teraźniejsze mięszały się w tej nieporządnej mowie, że połapać ich związku było niepodobna.
A no Krzychnik wiedział, że u pana Samuela chandra taka była przechodzącą i mijała. Gdy mu co do głębi poruszyło sumienie, wówczas sta-