Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom I.djvu/028

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się rodzina, nawet rozróżniona przekonaniami, rozpadła i nieprzyjaźnie przeciwko sobie występowała. Węzeł starodawny, święty, łączył z sobą rodzeństwa, a nawet dalsze gałęzie i odrośle z jednego pnia pochodzące.
Można więc wystawić sobie, jak bolesnemi dla Jana były wieści, które u dworu i po kraju o jego braci chodziły, przypisujące im straszne zamachy przeciwko panu i przeciw ulubieńcowi jego, hetmanowi. A im one nabierały większej dosadności, tem Jan bolał mocniej. Wreszcie pogłoska, iż Samuel na Niż się wybiera w chwili, kiedy szło o pokój z Turcyą, który łacno lada ruch kozacki mógł zakłócić, skłoniła Jana, jako głowę rodziny, do powołania braci na zjazd i radę, bo się spodziewał powagą swą warchoła powstrzymać, a podżegacza Krzysztofa zastraszyć.
Obu ich znał nadto dobrze, aby to łatwem sądził, niemniej próbować kazało sumienie, bo rodzinie groziła zagłada i sromota.
Niechętnie może zgodzili się bracia na ten zjazd potajemny, który inaczej jak za oczami, w puszczy, odbyć się nie mógł, boby zaraz języki złośliwe poruszył i jako nowy spisek rzucanoby go im w oczy.
Przybywał, oprócz wymienionych i czwarty brat Andrzej, którego inaczej oznaczyć nie można,