Strona:PL Józef Bliziński - Marcowy kawaler.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Byle tylko zdobył się na krok stanowczy, to interes już zrobiony. Klotylda nie jest od tego.

Pawłowa (u okna).

Co ona tu będzie tak spacerować i murgotać... (otarłszy oczy, przybliża się i przygląda jéj się).

Eulalja.

Boże kochany, co to za nieznośne stworzenia czasem ci starzy kawalerowie; zdawałoby się, że powinni być kuci na wszystkie cztery nogi, tyle przeszedłszy... gdzie tam!... ten naprzykład, jak malowany, ani be ani me — ust przy Klotyldzie nie umié otworzyć, jak bozię kocham... co to za różnica od nas panien dojrzałych... (spostrzega się) Bodajże cię, wymknęło mi się... (do Pawłowéj) moja dziewczyno, jest pan?

Pawłowa.

Dziewczyno! kto pani powiedział, że ja dziewczyna!... ja taka dziewczyna, jak i pani...

Eulalja (z godnością).

Jestem panną, rozumiész?

Pawłowa.

Kaduk tam wiedział!... ja jestem sobie kobieta, jak się należy... wdowa.