Strona:PL Józef Bliziński - Dzika różyczka.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gdybym pominął sposobność złożenia im mego uszanowania... Zresztą, pilno mi przecie poznać przyszłą moją kuzynkę... no, i jej siostrę.

IZYDORA.

O! to dziecko jeszcze.

BRUNON (żywo).

Jakto! nie miałbym jej zobaczyć?

IZYDORA.

Nie stracisz pan nic na tem.

BRUNON (j. w.).

O! nie róbże mi, pani, tej przykrości... niechże przy pierwszej bytności przynajmniej prośba moja będzie wysłuchaną.

IZYDORA.

Nie, nie, już niech pan daruje, ale na to nie pozwolę; (na stronie) dziewczynie przewróciłoby się w głowie do reszty, (głośno) już ja wiem, dlaczego.

BRUNON.

Będę apelował do dziadunia.


SCENA X.
Poprzedzający, RADOMIR.
RADOMIR (wchodząc z lewej strony).

Cóż to za apelacya do mnie, panie dobrodzieju?

IZYDORA (do ucha, prowadząc go do fotelu).

Nie pozwalajże jegomość, żeby Rózia wychodziła do niego.

RADOMIR (nie dosłyszawszy).

Ha?