Strona:PL Istrati - Kyra Kyralina.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dół twarzy białym, przeźroczystym woalem; powozy i ruch pieszy. Ze wszystkich stron rozbrzmiewały głośne kaskady śmiechu, przypominające oddźwięk kielichów kryształowych, uderzanych srebrną pałeczką. Byłem oczarowany melodją głosów i barwnością strojów.
Był to piątek — muzułmańska niedziela. — Przywitania kobiet były ciche i dyskretne. Ale mężczyźni witali się głośno, rubasznie, ściskali się sentymentalnie. Mówiono dużo po turecku, ale arabski przeważał.
Długo stałem na miejscu, zachwycając się tym ruchem; zamyślony, rozmarzony, z sercem, trawionem pragnieniem życia i radości, poszedłem dalej. Po go dzinie, tłumy zaczęły się przerzedzać. Wkońcu zostałem sam i bardzo smutny.
Piękny powóz, zaprzężony w dwa konie, jechał mi naprzeciw. Gdy mijał mnie, oddech zamarł w piersi, serce przestało bić...
W powozie siedziała Kyra...


∗                    ∗

I dziś jeszcze, wierzę, że była to moja słodka, kochana siostra Kyra, taka, jaką ją przystroił na swoim żaglowcu — Nazim-Effendi. Nosiła przepiękny kostjum odaliski i podobna była do obrazka.
Zachwiałem się, klasnąłem w dłonie i zawołałem po rumuńsku:
— Kyra Kyralina. To ja — Dragomir...
Młoda kobieta uśmiechnęła się do mnie z pod przeźroczystego woalu, i ręką przesłała mi ukłon.