Strona:PL Istrati - Żagiew i zgliszcza.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zawsze jak grób, nawet wówczas, gdy są waszymi przyjaciółmi i towarzyszami.
I Rakowskij nie stanowi wyjątku. Nigdy nie mogłem wydobyć z niego żadnego wyznania, jednego z tych wyznań, jakich potem wysłuchałem setki, niby na spowiedzi. We Francji przebaczałem mu to milczenie. Był przecież ambasadorem, — a wiedział, że ja lubię mówić. Ale i w czasie podróży nie wychodził z tej rezerwy. A przecież niejednokrotnie dawał mi dowody szczerego głębokiego przywiązania, czy to przychodząc mi z pomocą, czy przyjmując mnie u siebie z całą serdeczną poufałością.
Kiedy, siedząc w naszym dyplomatycznym przedziale zauważyłem zniszczony i potargany rękaw jego koszuli, nie mogłem powstrzymać się od zrobienia uwagi:
— Naprawdę Krystjanie, wiem o tem, że bolszewicy tego typu co ty nie korzystają z żadnego funduszu dyspozycyjnego dla swego własnego użytku... Ale czy naprawdę pobory twoje są tak skromne, że nie możesz nosić lepszych koszul, jak ta, którą masz na sobie?
— Głupstwa pleciesz, — odparł. — Zostaw moją koszulę w spokoju!
Ale razu pewnego w ambasadzie powiedział mi:
— Kiedy już niczem nie będę i będę musiał zarabiać na życie jak lekarz, który zapomniał już o praktyce, — wówczas ty z koleji pomożesz mi, jeśli będziesz bogatym. Prawda?
Uważałem to za żart. Bo i jakżeby Rosja sowiecka mogła się obejść bez takiego dyplomaty jak Rakowskij?